Książki · 11/02/2019

Nie strach się bać

„Nie strach się bać” terapeuty rodzinnego Lawrenca J. Cohena to kompendium empatycznego, oddanego i rozumnego rodzicielstwa.  Propaguje techniki ukierunkowane na wyrażenie i akceptowanie emocji oraz wychowywanie przez zabawę. Będziesz zaskoczony, jak wiele można zrozumieć i naprawić podczas piętnastu minut spędzonych z dzieckiem na śmiechu i wygłupach.

Większość z rodziców spotkało się z koniecznością uspokojenia swego rozżalonego dziecka. Dlaczego jest to takie trudne i jak sobie z tym radzić w atmosferze radosnej zabawy opisuje terapeuta rodzinny Lawrence J. Cohen w książce „Nie strach się bać. Jak rodzicielstwo przez zabawę radzi sobie z lękami dzieciństwa”. Zastanów się, jak często wypowiadane z najszczerszymi intencjami „nie ma się czego bać”, „pod łóżkiem nic nie ma”, „to tylko wiatr za oknem” nie zdołały ukoić niepokoju twoich dzieci? Jeśli chcesz poznać mechanizmy funkcjonowania trudnych emocji oraz skutecznie nad nimi panować koniecznie zapoznaj się z metodami opracowanymi przez L. J. Cohena. W książce znajdziesz szereg ćwiczeń relaksacyjnych, pomysłów na rozładowanie złości i pomocnych wskazówek na skuteczniejszą komunikację w rodzinie.

W trudnych momentach przede wszystkim okazuj zrozumienie i rozsądne współczucie – nie pozwól, aby dziecko poczuło, że bagatelizujesz jego rozterki. A zaraz potem czas na oswajanie lęków –  przez wspólną zabawę i naśladownictwo możesz osiągnąć wspaniałe efekty. W kryzysowych sytuacjach zadawaj Pytanie drugiego kurczaka, które brzmi: „Czy możesz spojrzeć mi w oczy i zobaczyć, czy się boję, czy nie?”. Emanuj bezpieczeństwem i niezachwianym spokojem tak, aby twoje wystraszone kurczęta nabierały otuchy i pewności siebie przez obserwację twoich zachowań i emocji.  Dzięki pomysłowym scenariuszom wspólnych zabaw, siłowankom czy spontanicznym śmiechu zmniejszysz napięcie, stres i lęk swoich dzieci, wzmocnisz więzi między członkami twojej rodziny a także będziesz skuteczniejszy w swoim rodzicielstwie dzięki wyrażaniu zrozumienia i współczucia oraz dzieleniu się spokojem.   Bardzo prawdopodobne, że typowe przykłady uwag bagatelizujących i lekceważących sam słyszałeś od własnych rodziców.

Dzięki kilku prostym zasadom przestaniesz powielać podstawowe błędy: pamiętaj o pocieszaniu we własnych ramionach (spokojne ciało=spokojny umysł), akceptuj wszystkie emocje, skupiając się na tym „co jest” a nie na „co, jeśli”, zachęcaj do otwierania się na ryzyko i niepewność oraz zamiast uspokajać – sam bądź spokojny. A przede wszystkim – baw się!

„Nie strach się bać” to bestsellerowa publikacja Wydawnictwa Mamania, pozostająca w duchu rodzicielstwa bliskości, będąca wspaniałą inspiracją dla każdego rodzica chcącego pielęgnować harmonijne relacje rodzinne, a także kompendium technik relaksacyjnych, zabaw i animacji do wykorzystania przez psychologów, terapeutów czy pedagogów do pracy z dziećmi.

 

Aby dziecko zaakceptowało wszystkie swoje emocje, najpierw musimy je przyjąć my. A zanim to zrobimy, musimy zaakceptować własne emocje. Jeśli sami zablokujemy w sobie pewne uczucia, nie ma możliwości, abyśmy przyjęli je do wiadomości u dziecka albo do nich zachęcili. Wiem, że to poważne wyzwanie. Nie znam nikogo, kto wychowałby się w otoczeniu dorosłych, którzy zaakceptowaliby każde jego uczucie. W rezultacie bezustannie komunikujemy dziecku, by złagodziło swoje uczucia: „Nie złość się, on wcale nie chciał zabrać ci ciężarówki, to tylko niemowlę”. Zamiast tego odbij uczucia dziecka jak w lustrze „rany, jesteś naprawdę zły”.

Jedna z kontrowersyjnych kwestii, jeśli chodzi o otwarcie się na emocje, jest zachęcanie (lub nie) dziecka do dawania fizycznego upustu złości – w bezpieczny sposób –  na przykład waląc poduszką. Zdaje się, że w niektórych przypadkach, na przykład wściekłych kierowców, danie upustu emocjom tylko bardziej nas złości. Ale w innych sytuacjach, na przykład podczas siłowanek na niby albo przyjacielskiej walki na poduszki, wyrzucenie z siebie nadmiaru emocji ma działanie uspokajające i terapeutyczne. Myślę, że najważniejsze, żeby dziecko odczuwało silną więź z „bezpiecznym” dorosłym, który pomaga mu dać fizyczny upust emocjom. Jeśli tak jest, złość przemija zamiast przetwarzać się w wzrastać, dzięki czemu zostanie przywrócona równowaga. Ale jeśli dziecko wpada we wściekłość, rani innych i nie jest w stanie dostrzec twojej bliskiej obecności, wówczas wyrzucenie z siebie emocji prawdopodobnie przyniesie więcej szkody niż pożytku.

Jeśli chcesz przejść przez „kurs emocji” na poziomie zaawansowanym, spróbuj tego ćwiczenia: przez pół godziny *Przywitaj każdą emocję*, która poczujesz w umyśle (i w ciele), jak proponuje Rumi w „Domu gościnnym”. Jeśli pół godziny to za długo – spróbuj to zrobić przez kilka minut i stopniowo zwiększaj natężenie ćwiczenia. jeśli natrafisz na uczucie, którego wolałbyś uniknąć, przywitaj je z otwartymi ramionami. Nie spiesz się. Wejdź coraz głębiej w to uczucie, którego dotychczas unikałeś. Możesz mu przypisać liczbę odpowiadającą pozycji na skali intensywności albo nazwę. Zamiast uzywać tylko jednego słowa, na przyklad „gniew”, „smutek”, „zazdrość”, pomyśl o metaforze, która najlepiej oddaje tę emocję. Czy czujesz, że jesteś w potrzasku, toniesz, albo tak, jakby ktoś uderzył cię pięścią w brzuch? Czy czujesz sie jak wulkan, który za chwile wybuchnie, czy jak lalka porzucona na skraju opuszczonej drogi?

Powitanie każdej emocji ma wiele nazw: uważna obecność, radykalna akceptacja, gotowość. Pokazałem ci to ćwiczenie, żebyś przekonał się, jak jest trudne. Siegaj po nie często, bo nie możemy pomóc dziecku przywitać jego uczuć, jeśli najpierw nie zrobimy tego sami.

ibidem, strony 182-183

A.T.

Za udostępnienie książki dziękuję wydawnictwu Mamania